ROZDZIAŁ III

Za szybą przewijały się pola i pastwiska. Gdzieniegdzie pojawiały się małe kępki drzew. Krajobraz okolicy był płaski jak stolnica. Jedynym urozmaiceniem, które zresztą szybko takim przestawało być, były wszechobecne owce.
- Jaką macie stawkę? - Zapytał Sebek patrząc to na Gibona, to na Głowę. Na Piotrusia nie mógł, bo ten usiadł koło kierowcy.
- Normalną, jak zawsze – odparł zdziwiony Głowa.
- A wy? - musiał dopytać, jakby automatycznie.
- Też, a jaką niby mamy mieć, co? - zaatakował szybko Tony. Gibon zwrócił uwagę jak zaraz po tym popatrzył znacząco na
Sebka, który spuścił głowę. Przez resztę drogi nikt się nie odzywał. Cisze przerywało przełykanie wody z butelki, którą Tony, Sebek i Fabek się co chwilę wymieniali. Po czterdziestu minutach dotarli do celu. Ktoś tu wyraźnie miał pociąg do abstrakcji i postanowił,że peryferie małego miasta będą świetny miejscem na zbudowanie kilku hałaśliwych zakładów. Co prawda żaden nie miał wysokiego komina, z którego nocą puszcza się zakazane substancje, ale za to każdy był niemiłosierną uciążliwością dla mieszkańców okolicy. Każdy na swój sposób. W jednym maszyny kroiły marchewki i robiły to tak głośno, że owce z pobliskiego pastwiska prawie wcale nie miały wełny. Wyglądały jak pogryzione przez wilki. Z drugiego zakładu wydostawał się za to fetor tak nieznośny, że gnojówka to przy tym Channel. Pakowali tam mięso.
Do trzeciego zakładu wiodła wąska droga z kostki brukowej. Na jej końcu był parking. Tam właśnie zatrzymał się pomarańczowy bus. Wystarczyło uchylić drzwi, żeby do nosa, oczu i Bóg raczy wiedzieć, gdzie jeszcze, wdzierał się drobny pył z drewnianych trocin. Tu się produkowało palety. A przy tym się nie oddychało.


***

- Zwyczajnie ich przekupiłeś? - Szogun nie dowierzał.
- Nie przekupiłem, tylko tak powiedziałem. Przecież nic im nie dałem, zresztą jak coś, to pretensje do Bosaka, a nie do mnie – tłumaczył się Diablo. - Ale jak będą nachlani i ich wyrzucą, to będzie nasz problem – wtrąciła Klara.
- Zresztą taki, który sami sobie stworzyliśmy – Inga wtórowała koleżance. Dopiero po tych wszystkich uwagach głos zabrał Bosak.
- Spokojnie drogie panie, po pierwsze dzwoniłem do kierowcy zanim dojechał do Kurnika i miał się im przyjrzeć... No i skacowani to i owszem byli, ale nie nachlani. A to już coś – podjął spokojnie lider koordynatorów.
- Poza tym, przecież dlatego wysłaliśmy tam też tych trzech
lamusów. Jak coś, to będzie porażka tylko połowiczna, bo jak porównają sobie tych i tych, to im szybko wyjdzie, że głupio wyrypać całą szóstkę, prawda? - trudno było się nie zgodzić z argumentami Bosaka. - Gorzej jeśli ich nie wyrzucą, co wtedy zrobicie? Obiecaliście im podwyższone stawki – zauważył Szogun.
- Nie martw się tak o wszystko. Wtedy będziemy się zastanawiać – Bosak odparł lekceważąco.
Po chwili ciszy dodał: - A czy ktoś ma coś na piśmie, albo coś? Wszyscy rozeszli się do swoich biurek. Klara została sama. Przejrzała notatki i odwróciła się w stronę Ingi.
- Tak na marginesie, ktoś już dzwonił do Baśki, że jutro mają kontrolę? - zapytała.
- Zupełnie o tym zapomniałam. Już dzwonię do Kurnika – zapewniła Inga.

***

Do pierwszej przerwy czas dłużył im się jak cholera. Ani Gibon, ani Głowa do tej pory nie trafili jeszcze na robotę, która by ich tak wykończyła. I to już po pierwszych godzinach. Piotruś męczył się już na sortowni cebulek i teraz też wyprzedził kolegów, tym razem w narzekaniu.
- Przerypane, przecież to nie dla ludzi – wysapał kiedy opadł już na krzesło w kantynie. Głowa tylko przytaknął i nalał sobie wody do plastikowego kubka.
- Jakoś przecież ktoś tu pracuje – stwierdził Gibon ocierając twarz z potu. Wtedy do pomieszczenia z jednym długim stołem i rzędami krzeseł po bokach wpadli Fabek i Sebek. Tony wlókł się za nimi. We trójkę usiedli naprzeciw chłopaków z 33.
- Brygadzista to jakiś pedał, tylko bicza mu brakuje, zasraniec jeden – ocenił Sebek. On i tak trafił nie najgorzej. Cała jego praca polegała na podawaniu desek. Odbierał je Fabek i ustawiał na specjalnym stelażu do zbijania. Musiał pamiętać kolejność i ułożenie. Nie bardzo sobie z tym pamiętaniem radził, przez co Tony, który miał zbijać pistoletem deski na stelażu, co chwila ściągał z niego paletę, która miała stojaki tak od dołu, jak i z wierzchu. Kolumna, którą z nich ułożył poległa w walce z grawitacją dwa razy, zanim brygadzista doskoczył do stanowiska pracy chłopaków. Nie wiedział którego winić, bo w jego oczach wszyscy przysyłani przez pośredników pracownicy to w równym stopniu ignoranci, co idioci. Postanowił nawrzeszczeć na każdego porównywalnie. Dołożył dla lepszego efektu bogatą gestykulację i wtrącił też parę razy rzeczową polską „kurwę” w swoją wypowiedź. A że poza tym jednym słowem była w całości po holendersku, żaden ze słuchaczy nic nie zrozumiał. Brygadzista i tak był z siebie wyjątkowo zadowolony. W tym tygodniu nie miał jeszcze większej okazji na tak teatralny popis i teraz pęczniał z dumy. Po jego niezrozumiałych uwagach Sebek robił to, co robił i przedtem. Tak samo Fabek i Tony, tyle że teraz robili to dużo wolniej i oglądając się na boki. Gdyby patrzyli na wszystkie boki, a nie tylko na dwa, widzieliby drugi koniec wielkiej hali, a na nim przepoconych Gibona, Głowę i ledwo włóczącego nogami Piotrusia. Zadanie tej grupy polegało nie na zbijaniu desek, a na ich cięciu. Głowa i Gibon mieli identyczne stanowiska pracy. Stali przy ogromnych stołach stolarskich z piłami tarczowymi przymocowanymi po bokach. Żadna nie miał osłony. Na stołach poukładane były deski. Wszystko, co trzeba było z nimi zrobić, to odciąć rogi. Żeby tego dokonać, należało przejechać po nich tarczą piły. Piły ważącej piętnaście kilogramów, bez podpory. A róg każdej deski musiał być ścięty dokładnie tak samo. Piotruś biegał od jednego stołu do drugiego i donosił materiał. Z całej szóstki nie mylili się tylko Sebek i Piotruś. Mieli tylko podawać, a trudno jest pomylić podawanie z niepodawaniem, choć Sebek raz był blisko pomyłki. Przypomniał sobie o wygranym wieczór wcześniej zakładzie, a tym samym zapomniał co ma właściwie robić. Zwykle, gdy przypominał sobie o jakiejś wygranej, następnym krokiem było otwarcie butelki.

 
 
- Gdzie masz te deski, durniu! - Fabek nie wiedząc nawet, że ma zdolności których pozazdrościliby mu wszyscy nauczyciele Sebka, sprowadził kolegę na właściwe tory.
- Deski? Masz już swoje dechy, kurwa – podziękował taktownie Sebek. Tak im minął czas do fajrantu, przerywany jeszcze dwiema pauzami. Niby na drugie śniadanie i kawę, ale i tak większość przeznaczała ten czas na papierosy. Standardem było wypalanie dwóch z rzędu. Kto nie palił fajek, tylko skręcał tytoń, palił po trzy skręty na przerwę. Chwilę przed końcem pracy nowi stolarze postanowili podsumować swoje dotychczasowe osiągnięcia. Gibon i Głowa większość desek przycięli krzywo, ale kiedy tylko zorientowali się, że zupełnie nie idzie im cięcie prosto, wpadli na pomysł kamuflażu. Kiedy tylko Piotruś zauważył dobrze przyciętą dechę, odkładał ją na bok. Przed każdą przerwą przykrywał nimi stos desek z krzywymi rogami. - Takich stołów jak nasze jest tu jeszcze z dziesięć. Każdy produkuje hałdę pieprzonego drewna. A to wszystko na widłakach trafia tam – Gibon wyciągnął rękę i wskazał na wejście do osobnej hali. Szeroka futryna odsłaniała stosy tysiąca przyciętych desek, wszystkie równo poukładane na nowo wyprodukowanych paletach.
- Wystarczy, że nasze deski nie będą na wierzchu – wyjaśnił kolegom do czego zmierza. Tony i spółka realizowali z kolei własny plan. Polegał on na tym, na czym Tony opierał także swoje zdolności językowe. Trzeba wszystko powtarzać tak długo, aż poskutkuje. Pomaga przy tym znaczne zwolnienie tempa. Przy rozmowach z obcokrajowcami czasem to rzeczywiście przynosiło efekty. Mówił do nich tak długo powtarzając w kółko to samo, że albo się w końcu domyślali, o co mu chodzi, albo zaczynami na migi dopytywać, aż wreszcie zgadywali. W pracy to jednak za cholerę nie chciało działać. Palety nijak nie chciały wychodzić proste, choćby nie wiadomo jak długo by się zbijało każdą z nich. Po ostatniej przerwie do fachowców od palet podszedł brygadzista. Tym razem mówił już spokojniej, z wyrazem twarzy jakby zwracał się do niedorozwiniętych. Przemawiał kilka minut pokazując palcem kolejno deski i stelaż. Oczywiście nikt go nie zrozumiał, ale Tony dawno już się przekonał, że grzeczne potakiwanie głową, kiedy ktoś gada do ciebie w obcym języku to najlepsze co można zrobić. W pewnym momencie Holender złapał Tonego za ramiona i popchnął delikatnie w stronę Fabka, którego z kolei chwycił za rękę i pociągnął zaraz do stelaża. Najwidoczniej uznał Tonego za najmniej bezmózgiego przedstawiciela grupy i postanowił chłopaków wymienić. Dopiero wtedy dał im spokój i wrócił do swojego kantorku. Tony i Fabek nie zrozumieli intencji przełożonego, uznali go za pieprzonego frajera i wrócili na swoje pozycje wyjściowe. Tylko Sebkowi coś nie dawało spokoju.
- Może chciał żebyście we dwóch ustawiali te deski? - zapytał kiedy już w szóstkę czekali przed zakładem na busa.


Czekasz na ciąg dalszy? Masz sugestie, co w kolejnych częściach mogą wywinąć bohaterowie? Masz pytania? Nie bój się i zostaw komentarz.

Komentarze